wtorek, 2 grudnia 2014

Od Sandry-Quest Wpadka w Maliny

                               "Gdy wychodziłam z domu spotkałam najsławniejszego autora powieści o losach Angeliny Morning! Nie przypuszczałam, że spotkam kiedyś Loneya Masykę. Cały czas poświęca na pisanie książek. I tak jak było w piosence "Lubi dużo pić i spać" trzeba zmienić na "Lubi dużo pisać", ale w innym rytmie. Podbiegłam do niego i spytałam:
-To pan jest Loneyem Masyką?! 
-Yyyy... No tak. Jestem-odpowiedział.
-Chciałam się upewnić.-powiedziałam.
-Każdy mnie o to pyta. Jestem bardzo podobny do mojego brata- Sydnewa Masykii"
-A kto ten Sydnew?-spytałam znowu.
-Mój brat. Piosenkarz. Rockowy.-odpowiedział.
-Nie znam.
-A znasz moją dupę? Konie się na niej podpisują.-powiedział.
-Ohyda. Jest pan taki sławny, a ludzie podpisują się na panu dupie...-szepnęłam.
-Coś gadnęła?-spytał.
-To pochodzi z książki Ronalda Andrytta. Pisało w gazecie, że pan używa poprawnej polszczyzny nie licząc przekleństw.
-A daj spokój.-rzekł.
Coś mi tu nie gra, nie łączy się. Może to szpieg? Muszę mu dać pytanie takie sensowne, że prawdziwy Loney M. na nie odpowie.
-Kiedy się pan urodził?
-Eeeee. W 1867 roku.
Kurde, nie wpadłabym na to! Loney M. nie żyje! Super. Po męczę go trochę pytaniami, zaprowadzę do Ani i ona sobie z nim pogada.
-Jak masz na imię?
-A cóż to za pytanie? Oczywiście, że Kornel. Znaczy...
-Nie tłumacz się!!! Rozszyfrowałam Cię na wcześniejszym pytaniu. Teraz się potwierdziło!
-Wynajeli mnie bo jestem jego pra pra pra pra pra pra pra pra pra pra wnukiem.
-Współczuję Ci.
-Dlaczego?
-Ha! Wpuszczam Cię w maliny tak jak ty mnie! Ha ha. Hue hue!
-Nie rechocz jak żaba.
-Sam nie rechocz. Nie śmiej się. Idziemy do mojej siostry. Jej wszystko wytłumaczysz.
-Nie idę.
-Idziesz. A jak nie to sztuka karate się kłania.
Kiwnął głową, że nie. Ukłoniłam się. I nagle kopłam go we faktycznie podpisany zad!
-To bolało.
-Będzie bardziej boleć jak nie pójdziesz do Ani.-powiedziałam.
-Idę-powiedział posłusznie i mi ulżyło, bo kopłam go zrażonym kopytem. I się chyba uleczyło!
Gdy byliśmy u Ani w sekretariacie nie było jej, ale wchodziła prawie tylnymi drzwiami.

-Hej Aniu. Przyprowadziłam szpiega.-powiedziałam.
-Kurw#. Przecież to... Kornel... Nasz... Ten no... Były sąsiad!-krzyknęła.
-Co?!-wrzasnęłam.
-Przecież siostra, my go ksywką nazywały. Mówiłyśmy na niego Maruda.-rzekła.
-No ba. O a przy okazji mówię cześć Aniu! Nie myślałem, że Sandra....-mówił.
-Zaraz... Ty mnie poznałeś?-spytałam.
-Oczywiście. Myślałem o jakiej Ani mówisz, skoro podobno TA Ania nie żyje...
-Żyje cały czas...-rzekła Ania.
-No widzę...-powiedział.

-Ja też-powiedziała Ania.-Bartek przejmujesz biuro teraz!
-Okey. Już biegnę.
-Dobrze, że biegniesz, bo mi się nudzi.
Ta historia była śmieszna, nie wiem dlaczego. Ale stary sąsiad mnie wpuszczał w maliny,
mój drogi kolego.




                           KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz